Uśmiechnięta, grzeczna, zawsze gotowa do pomocy- tak wspominam Helenę z czasów wspólnej pracy w liniach lotniczych. Ilekroć wspominam Helenę, lub oglądam programy wspominające jej życie, zawsze ronię łzy. Długo zastanawiałam się co jest powodem tego stanu i doszłam do wniosku, że są to łzy szczęścia i uczucia niedosytu- choć spotkałam ją na ścieżce mojego życia, to tak niewiele czasu było nam dane.
Helena wierna była Jezusowi. Praca w lotnictwie jest bardzo wymagająca: długie godziny lotów, stały harmonogram zadań do wykonania, czasem trudne sytuacje do rozwiązania, szybki posiłek w wolnej chwili. Zawsze miałam wrażenie jakby poza obowiązkami, które wykonywała zawsze w sercu uwielbiała Jezusa i oddawała Mu nas- jej załogę, pasażerów. Modlitwa była obecna w każdej chwili jej życia. Zawsze przed posiłkiem modliła się w kąciku zaplecza samolotu- nie zważała na to czy ktoś będzie krzywo patrzył, komentował- ona taka była i tego się nie wstydziła. Zapadło mi to w sercu- jako osoba wierząca podziwiałam ją za to, gdyż mi samej czasem brak odwagi do świadczenia o mojej wierze na co dzień.
Helena potrafiła także podejmować rozmowy o wierze, i zasadach, którymi się w życiu kieruje z ludźmi o całkowicie odmiennych poglądach. Często takie rozmowy podejmowała z kolegami pilotami. Pamiętam jak kiedyś po rozmowie z Heleną, jeden kolega pierwszy oficer- obywatel Holandii podszedł do mnie i z niesamowitym uznaniem wobec Heleny powiedział, że Helena naprawdę wierzy w to o czym mówi, że ma zasady jasno określone i takich ludzi naprawdę nie ma
wielu na świecie.
Pamiętam także etap, gdy zbliżał się wyjazd do Boliwii i Helena obawiała się czy otrzyma urlop na czas misji- naprawdę tego pragnęła, pamiętam także jej niesamowitą radość jak tą zgodę otrzymała.
Helena była misjonarką Jezusa, nie tylko w dalekich zakątkach świata, lecz przede wszystkim była misjonarką dla każdego napotkanego człowieka.
Jestem wdzięczna za dar poznania Heleny Kmieć.
Malwina z Katowic